To miał być wyjątkowy wieczór.
Mąż powiedział tylko: „Siadaj. Mam dla ciebie prezent. I nie waż się mówić ‘nie’.”
Krzesło było ciężkie, drewniane. Siedzenie twarde, a ja naga. Czułam chłód pod pośladkami, gdy usiadłam. Związał mi ręce z tyłu – tak, że zwisały za oparciem. Nogi rozsunął. Szeroko. Rozchylił kolana. Byłam otwarta. Wystawiona. Oddana.
A potem weszli oni.
Dwóch. Ciemnoskórych. Ogromnych. Z kutasami jak z pieprzonego porno.
Spojrzeli na mnie i nie mówili nic. Nie musieli. Ich oczy mówiły wszystko – jestem mięsem. Jestem prezentem. Jestem dziurą, którą dziś wypełnią.
Pierwszy podszedł z lewej. Jego kutas był twardy, czarny jak noc i tak gruby, że cipka sama się zacisnęła z nerwowego skurczu. Ale nie było czasu na lęk. Tylko na otwarcie.
Wsadził dwa palce do mojej mokrej już dziurki. Potem trzy. Rozpychał mnie, aż jęknęłam. Wsunął czubek kutasa i bez słowa, brutalnie, jednym ruchem, wbił się aż po jaja.
– Kuuurwa – wyrwało mi się z gardła.
Skrępowana, nie mogłam się poruszyć. Głowa opadła do tyłu, włosy zsunęły się z ramion. Czułam, jak mnie rozrywa. Jego ruchy były mocne, rytmiczne, każde uderzenie to głośne mlask mojej wilgotnej cipki i mokre klaśnięcie jego ciała o moje uda. Całe moje wnętrze pulsowało. Bił we mnie, walił, rozciągał.
Drugi w tym czasie stanął za mną. Rozchylił moje pośladki. Poczułam ślinę. Potem palec. I bez ostrzeżenia – wsunął kutasa w mój odbyt. Czułam, że pęknę. Ale nie błagałam. Byłam ich.
Dwóch naraz.
W cipce. W tyłku.
Ciało napięte. Ręce zwisające. Jęki tłumione, ale prawdziwe. Krzesło skrzypiało. Ich pot ściekał na moje plecy. Czułam, jak są blisko. Kutasy pulsowały. Mięśnie drgały. I wtedy to się stało.
Pierwszy przyspieszył. Wbił się jeszcze głębiej. Ostatni raz.
I spuścił się. Gorąca, gęsta sperma wypełniła moją cipkę aż po szyjkę.
Nie wysunął się. Trzymał we mnie kutasa, pulsującego jeszcze, ściskając moje uda.
Drugi przytrzymał mnie za ramiona, uderzył biodrami jeszcze kilka razy i też zalał mnie od środka – cały mój tyłek wypełnił się jego nasieniem, które wrzało w środku jak lawina.
Zostałam nieruchoma.
Wypełniona. Zalana. Drżąca.
Obaj jeszcze przez chwilę byli we mnie. A potem się wycofali. Powoli. Głośno. Sperma zaczęła natychmiast wypływać.
Z cipki – ciepła, gęsta strużka spłynęła po wewnętrznym udzie, zostawiając lepki, mleczny ślad.
Z odbytu – pulsujące, obrzmiałe mięśnie wypuściły białą, ciężką falę, która spłynęła po pośladkach na siedzenie krzesła. Skapywała. Kapała na podłogę.
Mąż patrzył. Z uśmiechem.
– Mówiłem, że to będzie prezent, którego nie zapomnisz.
A to dopiero był początek.
Byłam cała zalana. Ciało wciąż drżało, a sperma spływała po moich udach i pośladkach, zostawiając śliskie ścieżki na skórze. Czułam się rozbita, rozciągnięta, wypełniona – ale nienasycona. Chciałam więcej. Potrzebowałam tego.
Mąż odwiązał mnie z krzesła. Pomógł mi wstać, ale nie powiedział ani słowa. Pociągnął mnie za nadgarstek i zaprowadził na łóżko. Czułam jego twardego kutasa napierającego mi na biodro, gdy prowadził mnie jak swoją własność. Byłam jego. Ale tej nocy – należałam do wszystkich.
Położyłam się na nim, piersiami wtulona w jego tors. Czułam jego puls, jego napięcie. Jego kutas był już gotowy – gorący, sztywny, czekający. Ułożyłam się tak, by czuć czubek przy wejściu do mojej cipki.
– Włóż go. Teraz – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
Wsadził mi go głęboko jednym ruchem. Mokra od spermy, rozciągnięta po pierwszym kutasie – weszło gładko, ale intensywnie. Cipka zacisnęła się mocno, pulsując z każdym jego pchnięciem. Przyciskałam się do niego biodrami, rytmicznie, łapczywie.
I wtedy pojawił się drugi z mężczyzn – ten, który kilka minut temu zostawił mnie pełną w tyłku.
– Tyłek. Teraz – powiedziałam cicho, odwracając głowę w jego stronę. – Wejdź znowu. Chcę czuć was obu.
Rozchyliłam pośladki, nadal leżąc na mężu. Tamten splunął. Rozsmarował ślinę. Potem śluz. Wsunął palce. Rozepchnął mnie. Czułam, jak powoli wciska czubek swojego kutasa do mojego napiętego odbytu. Byłam już obolała, ale podniecenie było silniejsze. Kiedy wbił się do końca, zamarłam. Byłam pełna. Wypełniona po brzegi. Dwóch naraz.
A potem – trzeci. Ten, który patrzył, jak mnie wcześniej zalewają. Podeszedł do łóżka. Stał tuż przy mojej twarzy. Jego kutas sterczał gotowy, twardy, błyszczący od własnego napięcia.
Otworzyłam usta. Pokazałam mu język.
– W gardło. Głęboko.
Wsunął się od razu. Bez ceregieli. Do samego końca. Czułam, jak uderza o tylne ściany. Gardło zaczęło się zaciskać, ślina ciekła po brodzie, łzy napływały do oczu. Ale nie przestawałam. Chciałam to. Kochałam to. Byłam ich.
Cipka, odbyt, usta – wszystkie dziury wypełnione. Trzy kutasy we mnie. Trzy ciała. Trzy rytmy.
Ciała napierały na mnie z każdej strony. Mąż pod spodem – jego ręce na moich piersiach, jego kutas dudniący we mnie jak młot. Ten w tyłku – mocne uderzenia, oddech ciężki, jęki dzikie. Ten przy twarzy – jego biodra uderzające o mój nos, kutas sięgający przełyku.
Byłam tylko ciałem. Maszyną do rozkoszy. Przedmiotem czystego seksu.
Pulsacje narastały. Wiedziałam, że są blisko. Ja też.
– Spuście się we mnie. Wszystko. Nie zostawiajcie ani kropli. Chcę być zalana. Wypchana do granic.
Pierwszy doszedł mąż. Wewnątrz mojej cipki. Gorąco. Płynność. Orgazm, który pchnął mnie przez falę własnego szczytu. Cipka zacisnęła się, wycisnęła z niego wszystko.
Drugi w tyłku. Wbił się głęboko, jęknął brutalnie i spuścił się we mnie z pełną siłą. Czułam, jak sperma zalewa mnie od środka, jak spływa w głąb, jak przepełnia mnie tak bardzo, że nie jestem już w stanie tego utrzymać.
Trzeci – w ustach. Wypuścił cały ładunek na mój język, w gardło, a część trafiła na twarz, szyję, włosy. Otwarta. Przyjęłam wszystko.
Cipka – pełna.
Tyłek – zalany.
Usta – wypełnione.
Zaczęło się ze mnie wylewać. Gęste strumienie spermy wypływały z obu dziur, spływały po moim ciele, po nogach, po jego jądrach. Mieszanka ich nasienia. Ich zapachu. Ich smaku.
Byłam ich dziełem. Ich brudną, spełnioną suką.
A to był tylko prezent.
Byłam wyczerpana. Drżąca. Nogi miałam jak z waty, ręce odrętwiałe, cipka – pulsująca, rozciągnięta, cała mokra od spermy i potu. Czułam, jak z mojego tyłka wciąż wypływało to, co we mnie zostawili. Gęste, lepkie, gorące. Sperma mieszała się z moimi sokami, spływała po udach, ściekała na podłogę.
Stałam przy łóżku, opierając się na ramie, pochylona, prawie bez sił.
– Wystarczy? – spytał mąż, głaszcząc mnie po plecach.
Nie odpowiedziałam.
Bo odpowiedź znał.
Nie. Nie wystarczy. Nigdy.
– Jeszcze. Chcę więcej – wyszeptałam, głosem zachrypniętym od duszenia się kutasami.
Jeden z nich podszedł do mnie od tyłu. Chwycił mnie mocno za biodra i podniósł. Jęknęłam, bo całe ciało protestowało. Cipka piekła. Odbyt pulsował. A mimo to, rozkładałam nogi jak dziwka.
Pozycja na pieska. Ramiona oparte o materac. Głowa zwieszona. Tyłek wypięty. Wszystko dostępne.
– Tak cię chcę – mruknął. – Rozjebaną. Rozlaną. I gotową na jeszcze.
Splunął na moją cipkę. Wsunął się natychmiast. Gładko. Sperma działała jak śliskie zaproszenie. Byłam tak otwarta, że wszedł po sam koniec jednym ciosem.
– Kuuuurwa… – zasyczałam przez zęby.
Mąż stanął z przodu. Jego kutas był znów gotowy. To mnie podnieciło jeszcze bardziej – że jego ciało nie odpuszcza, że może mnie brać raz za razem.
Złapał mnie za włosy, podniósł moją głowę i wcisnął mi go do ust. Jeszcze więcej. Głębiej. Do gardła. Głowa znów poruszała się rytmicznie, a ja dławiłam się bez protestu.
Dwóch naraz. Znów.
Ten z tyłu bił we mnie jak w maszynę. Jego jaja obijały się o mój tyłek, który już palił od uderzeń i zaczerwienienia. Uderzał mnie otwartą dłonią po pośladkach, zostawiając czerwone ślady, aż zaczęłam płakać – ze szczęścia, bólu i szalejącej rozkoszy.
Wtedy trzeci znów dołączył.
– Obróćcie ją. Chcę się dostać do jej dupy. Jeszcze raz.
Złapali mnie jak laleczkę. Moje nogi drżały, nie miałam siły stać. Położyli mnie na plecach na skraju łóżka. Nogi rozstawili szeroko. Mąż wszedł w cipkę. Drugi w usta. Trzeci klęknął między pośladkami, rozchylił je i wszedł prosto do mojego tyłka. Brutalnie. Bez pytania.
Trójkąt z pełnym wypełnieniem. Znów. Ale tym razem moje ciało krzyczało. I kochało to.
Zgięta. Otępiała. Rozciągnięta do granic. Ich jęki, ich pot, ich rytm – wszystko mnie pochłonęło. Gubiłam się. Byłam tylko ciałem.
Piersi podskakiwały od ruchów. Gardło szarpało się przy każdym pchnięciu. Cipka klaskała głośno, mokro. Tyłek piekł.
– Jesteś naszą dziwką – powiedział jeden z nich. – Rozlaną suką do spuszczania.
– I chcę więcej – wyjęczałam przez półotwarte usta. – Rozpieprzcie mnie do końca.
Pierwszy doszedł w cipce. Bez słowa. Z szarpnięciem. Zalał mnie ponownie. Już i tak wylewało się ze mnie wszystko – teraz był potop.
Drugi wyjął kutasa z mojego gardła i spuścił się mi na twarz. Strzał za strzałem – usta, broda, szyja. Otworzyłam szeroko usta, połknęłam wszystko, co mogłam.
Trzeci – ten w tyłku – napiął mięśnie, wbijał się jeszcze mocniej, aż w końcu spuścił się głęboko. Czułam, jak zalewa mi wnętrze, jak sperma rozpycha od środka. Nie mogłam już tego utrzymać. Wyciekłam natychmiast. Obie dziury – sperma, ciepła, gorąca, gęsta, obfita.
Zostałam leżąca. Drżąca. Roztrzęsiona. Cała oblepiona.
Leżałam na łóżku jak rozbita lalka.
Ramiona rozrzucone, uda rozwarte, brzuch uniesiony od ciężkiego oddechu. Sperma powoli wypływała ze mnie wszystkimi drogami – ciepła, śliska, mieszająca się z moimi sokami, potem, śliną, resztkami pożądania. Wokół mnie – ślady. Plamy na prześcieradle, na mojej twarzy, włosach, między piersiami.
Cipka bolała przy każdym najmniejszym poruszeniu – była rozciągnięta, jakby ktoś ją wewnątrz rozerwał. Odbyt pulsował, mokry i wycieńczony, jak po walce. Gardło piekło, usta wciąż czuły smak ich kutasów. Ale w tym wszystkim…
byłam spokojna.
Zamknęłam oczy.
Słyszałam oddechy. Głębokie, męskie, zmęczone. Obaj leżeli obok, po jednej i drugiej stronie. Mąż siedział przy łóżku. Patrzył na mnie. Z dumą. Z pożądaniem. I z czymś więcej – z podziwem.
Zobaczył mnie taką, jaka byłam naprawdę.
Nagi prezent.
Otwarta.
Zlana.
Użyta.
– Dziękuję – wyszeptałam, nie patrząc na nikogo. – To był najlepszy prezent w moim życiu.
Nikt nie odpowiedział. Ale czułam to w ciszy. W ciepłych dłoniach na mojej skórze. W łagodnym oddechu na karku. W tym, jak nikt mnie nie pospieszał. Nikt nie próbował mnie zakryć.
Mogłam zostać naga.
Brudna.
Rozpustna.
I absolutnie wolna.
Wiedziałam, że już zawsze będę tego pragnęła.
Tych dłoni. Tych ust. Tych kutasów. Tego, jak mnie rozrywali, jak mnie napełniali, jak patrzyli na mnie jak na swoją dziwkę.
Ale swoją – z wyboru.
Bo ja to chciałam.
Bo ja to kochałam.
Bo ja tym byłam.
Zasypiałam z nogami nadal rozłożonymi, z ciałem pokrytym śladami spermy, z bolącą cipką i tyłkiem.
Z uśmiechem.
I z myślą, że jutro może być jeszcze lepiej.