Niegrzeczna rozmowa o pracę – gra, która wymknęła się spod kontroli
To nie była moja pierwsza rozmowa o pracę.
Wiedziałam, jak się ubrać, jak mówić, jak kontrolować każdy gest. Wiedziałam, co powinnam powiedzieć, a czego unikać. Wiedziałam, że uśmiech powinien być delikatny, ale pewny.
Ale wiedziałam też, że do tej pory to nic mi nie dało.
Nie dostałam żadnej z ofert, na które liczyłam. Byłam na skraju. A to miejsce, to stanowisko – to była jedna z ostatnich szans.
Dlatego, gdy weszłam do jego gabinetu, miałam w głowie tylko jedną myśl: nie mogę pozwolić, żeby to znów mi się wymknęło.
On siedział za biurkiem, wyprostowany, ale swobodny. Był mężczyzną, który nie musiał mówić wiele, by ludzie wiedzieli, gdzie jest ich miejsce. Jego spojrzenie, ostre i oceniające, przesunęło się po mnie szybko, jakby jednym ruchem skanował wszystko, co miało dla niego znaczenie.
Nie zaprosił mnie do siedzenia.
Zrobiłam to sama.
Poprawiłam spódnicę, układając nogi w odpowiedniej pozycji, i podniosłam na niego wzrok.
– Pani Nowicka – powiedział powoli, zerkając na moje CV. – Proszę mi powiedzieć, dlaczego sądzi pani, że nadaje się na to stanowisko?
– Mam doświadczenie, umiejętności, elastyczność w pracy pod presją – wyliczyłam, bezbłędnie, bez wahania.
Nie wyglądał na przekonanego.
– Tak. To wszystko jest w CV – rzucił, odkładając dokument na bok. – Ale ja tego nie czuję.
Cisza w gabinecie stała się nagle duszna.
Serce przyspieszyło mi rytm.
Nie czuję.
To był ten moment.
Ten, po którym zazwyczaj następowało: Dziękujemy, ale wybraliśmy kogoś innego.
Nie mogłam na to pozwolić.
Nie mogłam pozwolić, żeby to znów mi się wymknęło.
Więc postanowiłam zrobić coś innego.
Powoli, bez cienia wahania, odchyliłam się na fotelu i rozłożyłam nogi.
Cisza zgęstniała jeszcze bardziej.
Jego spojrzenie zatrzymało się na moment.
Błyskawicznie dostrzegłam to jedno, ledwie widoczne drgnięcie jego palców na blacie. Ale nie było w nim szoku, nie było zaskoczenia.
Tylko coś innego.
Coś, co sprawiło, że czułam ciepło rozchodzące się po moim ciele.
– Czy to wystarczy? – zapytałam cicho, ale pewnym głosem.
A wtedy on się uśmiechnął.
Nie był to ciepły uśmiech. Nie był nawet przyjemny.
Był powolny, zimny i drapieżny.
Nachylił się lekko do przodu, jego spojrzenie wbiło się we mnie, tym razem bez udawanej uprzejmości.

– I co, myślisz, że wystarczy mi, że rozłożysz nogi? – zapytał, a jego głos był niski, spokojny i o wiele bardziej niebezpieczny, niż się spodziewałam.
Nie odpowiedziałam od razu.
Czułam, jak moje palce zaciskają się lekko na podłokietnikach fotela.
Nie wiedziałam, czy to, co poczułam, było wstydem, upokorzeniem… czy czymś zupełnie innym.
– A nie wystarczy? – rzuciłam, zmuszając się do zachowania kontroli.
Jego uśmiech się pogłębił.
Ale to nie było zainteresowanie.
To była kpiną.
– Wiesz, ilu miałem takich jak ty? – zapytał, opierając się swobodnie na fotelu. – Myślą, że wystarczy kawałek odkrytej skóry. Że wystarczy mi, że pokażą mi, jak ocierają się o fotel jak głodne suki?
Zadrżałam.
Nie byłam pewna, czy złością, czy czymś innym.
– Jeśli myślałaś, że to wystarczy – dodał, jego ton był jak lód – to znaczy, że w ogóle nie masz pojęcia, z kim rozmawiasz. I jeszcze bardziej nie nadajesz się na to stanowisko.
Czułam, jak moje serce wali w piersi.
Upokorzenie.
Złość.
Adrenalina.
Nie wiedziałam, które z tych uczuć było dominujące.
Nie mogłam pozwolić, żeby zobaczył, że mnie poruszył.
Więc po prostu wyprostowałam się, zsunęłam nogi i poprawiłam spódnicę.
Nie spuszczałam z niego wzroku.
Nie dam mu satysfakcji.
– Skoro tak pan uważa, to może rzeczywiście nie powinnam tu być – powiedziałam chłodno, wstając.
Ruszyłam do drzwi.
Miałam ochotę trzasnąć nimi za sobą, ale nie zrobiłam tego.
Nie mogłam dać mu tego ostatniego zwycięstwa.
Już chwyciłam klamkę, gdy usłyszałam za sobą jego głos.
– Zaczekaj.
Jego głos odbił się w ciszy gabinetu jak rozkaz.
Nie odwróciłam się od razu.
Wiedziałam, że jeśli to zrobię, zobaczę w jego oczach coś, czego nie powinnam chcieć zobaczyć.
Ale i tak to zrobiłam.
Spojrzałam na niego.
Oparł się o biurko, przyglądając mi się w sposób, który sprawił, że krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach.
– Może jednak mi się przydasz – powiedział powoli, jego głos był teraz inny.
Niższy.
Cięższy.
Czekałam.
Nie odzywałam się.
Nie miałam zamiaru popełnić błędu i powiedzieć czegoś, co mogłoby pokazać, jak bardzo zbił mnie z tropu.
A potem jego spojrzenie spoważniało.
Nachylił się lekko do przodu, splatając dłonie na blacie biurka.
– Czy jesteś pewna, że jesteś gotowa zrobić wszystko, co trzeba? – zapytał cicho.
Nie było w tym pytaniu żadnych niedopowiedzeń.
Nie było formalności.
Było bezpośrednie.
Surowe.
Zacisnęłam palce na materiale spódnicy, ale nie odwróciłam wzroku.
– Tak – powiedziałam, tak spokojnie, jak tylko mogłam.
Przez chwilę panowała cisza.
Jego spojrzenie nie poruszyło się nawet o milimetr, jakby ważył moje słowa, analizował każdy mój oddech.
A potem uniósł lekko brew.
– A co z dyskrecją? – dodał, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Zamrugałam.
– Jestem dyskretna – odparłam.
Na te słowa uśmiechnął się powoli.
Tym razem nie było w nim kpiny.
Było coś innego.
Coś, co sprawiło, że poczułam delikatny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
Wstał, podchodząc bliżej.
Nieznacznie, ale wystarczająco, by jego obecność stała się bardziej namacalna.
– W takim razie… – zaczął wolno, jakby chciał dać mi jeszcze jedną szansę, by się wycofać – …zamknij drzwi.
I nagle wszystko stało się rzeczywiste.
To już nie była gra.
To nie było niewinne balansowanie na krawędzi.
To była decyzja.
A ja właśnie musiałam ją podjąć.
– Zamknij drzwi.
Jego głos był niski, pewny, nienacechowany żadną emocją. Po prostu wydał polecenie.
Nie myślałam.
Nie analizowałam.
Sięgnęłam do klamki i powoli zamknęłam za sobą drzwi, słysząc ciche kliknięcie zamka.
Gdy odwróciłam się w jego stronę, w gabinecie panowała cisza.
Stał po drugiej stronie biurka, wciąż opierając się dłonią o blat. Jego wzrok przesuwał się po mnie powoli, bez pośpiechu, jakby w tej chwili nic innego nie istniało.
– Powiedziałaś, że jesteś gotowa zrobić wszystko, co trzeba – odezwał się w końcu, jego głos był spokojny, kontrolowany.
– Tak – odpowiedziałam, równie spokojnie.
Przyglądał mi się przez chwilę, jakby czekał na najmniejsze zawahanie, jakby testował, czy słowa, które padły przed chwilą, były prawdziwe.
A potem, powoli, odsunął krzesło i stanął przede mną.
– Wejdź na biurko.
Serce zabiło mi mocniej.
Nie pytał.
Nie sugerował.
Po prostu wydał polecenie.
Zawahałam się na ułamek sekundy, ale nie było już odwrotu.
Uniosłam się na palcach i wsparłam dłońmi o krawędź biurka, unosząc się lekko i przesuwając na blat. Drewno było chłodne pod moimi dłońmi, zupełnie inaczej niż ciepło, które zaczęło rozlewać się po moim ciele.
Nie byłam pewna, co stanie się dalej.
Nie byłam pewna, co zamierza.
Ale on nie zamierzał mi tego powiedzieć.
Podszedł bliżej, stając tuż przede mną. Jego wzrok był inny niż wcześniej – ciemniejszy, bardziej intensywny.
– Odwróć się.
W tym momencie przestałam oddychać.
Nie drgnęłam, choć każda część mojego ciała krzyczała, by coś powiedzieć, by chociaż spróbować złamać tę ciszę.
Ale on nie powtórzył.
Czekał.
Patrzył.
Więc powoli, niemal mechanicznie, przesunęłam się lekko, aż w końcu byłam do niego tyłem.
Nie widziałam go teraz.
Ale czułam.
Czułam jego obecność tuż za sobą, jego oddech gdzieś ponad moim ramieniem.
– Wypnij się.

Jego głos był niemal szeptem.
Zacisnęłam palce na krawędzi biurka.
Czułam, jak każda sekunda się wydłuża, jak napięcie w powietrzu staje się nie do zniesienia.
Nie odważyłam się odwrócić.
Nie mogłam.
A potem jego dłoń przesunęła się po mojej talii – powoli, kontrolowanie, jakby sprawdzał, czy naprawdę zrobię wszystko, co trzeba.
Nie było odwrotu.
Nie było już granic.
Było tylko to, co działo się tu i teraz.
I wiedziałam, że to dopiero początek.
Gabinet był cichy.
Zbyt cichy.
Mogłam usłyszeć własny oddech, czułam puls w skroniach, a napięcie, które zawisło w powietrzu, zdawało się niemal namacalne.
Stałam oparta o biurko, jego bliskość była przytłaczająca.
Nie widziałam jego twarzy.
Byłam do niego odwrócona, czekając.
– Wypnij się – powtórzył wolno, ale w jego tonie nie było pytania.
Zacisnęłam palce na krawędzi blatu, powoli wyginając plecy, poddając się jego słowom.
Jego dłoń pojawiła się na mojej talii.
Nie od razu się poruszył.
Jego dotyk był powolny, jakby testował, jak bardzo jestem gotowa się poddać.
Był ciepły. Mocny.
A potem przesunął dłoń wyżej, wzdłuż linii mojego kręgosłupa.
Każdy ruch był kontrolowany, precyzyjny.
Nie odzywałam się.
Wiedziałam, że to on miał władzę nad tym, co stanie się dalej.
– Spodziewałaś się, że po prostu ci odpuszczę? – zapytał cicho, nachylając się bliżej mojego ucha.
Jego oddech był gorący, wyczuwalny na mojej skórze.
– Że wystarczy, jak rozłożysz nogi i będę zachwycony?
Zadrżałam.
Nie odpowiedziałam.
Jego dłoń mocniej zacisnęła się na mojej talii.
– Odpowiedz.
Zamknęłam oczy na ułamek sekundy, walcząc z własnym ciałem, które zdawało się odmawiać mi posłuszeństwa.
– Nie wiem – wydusiłam cicho.
– Kłamiesz.
Jego głos był surowy.
Jego dłoń przesunęła się z talii na moje biodro, zaciskając palce na materiale spódnicy.
Wiedziałam, że nie zamierzał mi tego ułatwić.
– Myślisz, że mnie przekonałaś? – zapytał, jego głos był jak stal. – Że jesteś wystarczająco dobra?
Wstrzymałam oddech, gdy przycisnął się bliżej.
Nie mogłam myśleć.
Nie mogłam się skupić.
Jego obecność była przytłaczająca, dominująca.
A potem jego dłoń wsunęła się wyżej, muskając moją skórę.
Wiedziałam, że granica została przekroczona.
Wiedziałam, że nie było już odwrotu.
Było tylko to, co działo się tu i teraz.
A ja byłam gotowa zobaczyć, jak daleko to zajdzie.